Wielki wyścig
"The Grate Race" to klasyczna, sytuacyjna komedia z 1965 roku.Odrobinę bajkowa i słodka.Reżyserią zajął się Blake Edwards, a w role główne wcielił się legendarny duet Tony Curtis i Jack Lemmon, wszystko dopełniła Natalie Wood.Obraz otrzymał Oscara za efekty dźwiękowe oraz 4 inne nominacje do tej kategorii.
Akcja rozpoczyna się pojedynkami w ekstremalnych wyczynach Wielkiego Lesliego i szalonego profesora Fatea.Ma zostać zorganizowany wielki wyścig z Nowego Jorku do Paryża.Mężczyźni biorą udział, a Profesor chce za wszelką cenę pokonać Lesliego.W tym samym czasie kobiety też walczą o swoje prawa, słodka dziennikarka Maggie chce pracować w znanej gazecie i pisać o wyścigu.Wręcz zmusza właściciela czasopisma do zatrudnienia jej i startuje by opisać cały wyścig.Podczas drogi Profesor oszukuje i psuje samochody innym zawodnikom.Dodatkowo psuje się samochód Maggie , sprytna kobieta sprawia ,że Leslie zabiera ją ze sobą.Podczas drogi przez Alaskę stykają się z zamiecią śnieżną i są zmuszeni złączyć siły z Fatem.Po wszystkim docierają do pałacu gdzie rządzi książę bardzo podobny do profesora, spiskowcy planują zamach stanu zamieniają ich miejscami.Fate wygrywa, jednak wyprzedza go Leslie, ostatecznie staje przed metą by udowodnić Maggie swoją miłość jaka narodziła się podczas wyścigu.Fate wygrywa, ale wiecznie niezadowolony szuka rewanżu, para bierze ślub, a wieża Eiffla ''zawala się''.
Mam ogromny sentyment do takich filmów i też zapewne dlatego ten mną tak zachwycił.Jest to typowa sytuacyjna komedia, pełna klasycznych gagów.Nie ma tu ironii, sarkazmu, głupkowatych i obrzydliwych rzeczy, jakich pełno w dzisiejszych filmach.Jest to zdecydowanie kino z wyższej półki i nie każdemu może się spodobać.
Oczywiście w obrazie triumfuje mój ulubiony, doskonały, komediowy duet.Curtis i Lemmon już w "pół żartem, pół serio" pokazali swój talent i wdzięk.Tony jak zawsze szarmancki, szlachetny, inteligentny, wręcz czasem przebiegły, ale jaki czarujący pokazał swój idealny kunszt aktorski.Trzeba tutaj zauważyć trochę bajkowy schemat i klimat filmu.Chodzi mi m.in o stroje Lesliego, zawsze ubrany na biało, znak rozpoznawczy pozytywnej postaci.
Jack, chyba jeszcze lepszy od Curtisa, jak zwykle głupkowaty, fajtłapowaty, o charakterystycznym śmiechu, wręcz wcielił się w rolę szalonego Fatea.Jego postać bawiła mnie od początku, zauważmy, że jako czarny charakter ubrany jest właśnie na czarno.
Film ma swój klimat, wszystko jest zaplanowane, każde miejsce, każdy człowiek, każda scena, a w tym każdy gag.Wiele scen można powiedzieć, że przeszło do historii kina.M.in scena rzucania tortem.
Natalie Wood, zachwycała swoim wdziękiem, może czasem trochę irytowała przebiegłością, ale wszystko zniwelowało się kiedy swoim słodkim głosikiem zaśpiewała 'The Sweetheart Tree', co było z resztą nominowane do oscara.
Jak już wspominałam wiele gagów, starych, klasycznych, ale prawdziwych potrafi rozśmieszyć.Świetne są sceny w pałacu, kiedy Lemmon tym razem jako książę snuję się po pałacu.
Realizatorzy przygotowali też ciekawe pojazdy, każdy dopracowany, przypominały również te z filmów animowanych.
Film, bajkowy, może właśnie trochę nierealistyczny, no niestety bardzo.Ale to jest komedia i takie rzeczy są raczej tu dozwolone.Mogę pochwalić też obraz za efekty specjalne, które jak na te lata były naprawdę dobre.Do tego te błyski w uśmiechu i oczach Lesliego.Świetny element i pomysł, znowu kreskówkowy.
Oczywiście, nie mogę też nie wspomnieć o muzyce, oscarowa, autorstwa Henrego Mancini i Teda Browna.Świetna.
Drugoplanowe role również nie zawodziły ,postacie m.in asystenta Fate, partnera Lesliego, właściciela gazety, a nawet jego żony.Dopełniały film.
Niestety nie mogę być też kompletnie nieobiektywna.Obraz ma też wady.Jest niestety miejscami bardzo przedłużony i faktycznie za długi.W połowie filmu, kiedy jesteśmy nadal w pałacu.. niestety trwa to za długo, robi się nudno i akcja zwalnia.Na szczęście pod koniec wszystko przyspiesza i dość szybko się kończy.
Podsumowując jednym słowem, klasyk, świetny klasyk, lekki i przyjemny, ale ze znakomitą obsadą i efektami.
Akcja rozpoczyna się pojedynkami w ekstremalnych wyczynach Wielkiego Lesliego i szalonego profesora Fatea.Ma zostać zorganizowany wielki wyścig z Nowego Jorku do Paryża.Mężczyźni biorą udział, a Profesor chce za wszelką cenę pokonać Lesliego.W tym samym czasie kobiety też walczą o swoje prawa, słodka dziennikarka Maggie chce pracować w znanej gazecie i pisać o wyścigu.Wręcz zmusza właściciela czasopisma do zatrudnienia jej i startuje by opisać cały wyścig.Podczas drogi Profesor oszukuje i psuje samochody innym zawodnikom.Dodatkowo psuje się samochód Maggie , sprytna kobieta sprawia ,że Leslie zabiera ją ze sobą.Podczas drogi przez Alaskę stykają się z zamiecią śnieżną i są zmuszeni złączyć siły z Fatem.Po wszystkim docierają do pałacu gdzie rządzi książę bardzo podobny do profesora, spiskowcy planują zamach stanu zamieniają ich miejscami.Fate wygrywa, jednak wyprzedza go Leslie, ostatecznie staje przed metą by udowodnić Maggie swoją miłość jaka narodziła się podczas wyścigu.Fate wygrywa, ale wiecznie niezadowolony szuka rewanżu, para bierze ślub, a wieża Eiffla ''zawala się''.
Mam ogromny sentyment do takich filmów i też zapewne dlatego ten mną tak zachwycił.Jest to typowa sytuacyjna komedia, pełna klasycznych gagów.Nie ma tu ironii, sarkazmu, głupkowatych i obrzydliwych rzeczy, jakich pełno w dzisiejszych filmach.Jest to zdecydowanie kino z wyższej półki i nie każdemu może się spodobać.
Oczywiście w obrazie triumfuje mój ulubiony, doskonały, komediowy duet.Curtis i Lemmon już w "pół żartem, pół serio" pokazali swój talent i wdzięk.Tony jak zawsze szarmancki, szlachetny, inteligentny, wręcz czasem przebiegły, ale jaki czarujący pokazał swój idealny kunszt aktorski.Trzeba tutaj zauważyć trochę bajkowy schemat i klimat filmu.Chodzi mi m.in o stroje Lesliego, zawsze ubrany na biało, znak rozpoznawczy pozytywnej postaci.
Jack, chyba jeszcze lepszy od Curtisa, jak zwykle głupkowaty, fajtłapowaty, o charakterystycznym śmiechu, wręcz wcielił się w rolę szalonego Fatea.Jego postać bawiła mnie od początku, zauważmy, że jako czarny charakter ubrany jest właśnie na czarno.
Film ma swój klimat, wszystko jest zaplanowane, każde miejsce, każdy człowiek, każda scena, a w tym każdy gag.Wiele scen można powiedzieć, że przeszło do historii kina.M.in scena rzucania tortem.
Natalie Wood, zachwycała swoim wdziękiem, może czasem trochę irytowała przebiegłością, ale wszystko zniwelowało się kiedy swoim słodkim głosikiem zaśpiewała 'The Sweetheart Tree', co było z resztą nominowane do oscara.
Jak już wspominałam wiele gagów, starych, klasycznych, ale prawdziwych potrafi rozśmieszyć.Świetne są sceny w pałacu, kiedy Lemmon tym razem jako książę snuję się po pałacu.
Realizatorzy przygotowali też ciekawe pojazdy, każdy dopracowany, przypominały również te z filmów animowanych.
Film, bajkowy, może właśnie trochę nierealistyczny, no niestety bardzo.Ale to jest komedia i takie rzeczy są raczej tu dozwolone.Mogę pochwalić też obraz za efekty specjalne, które jak na te lata były naprawdę dobre.Do tego te błyski w uśmiechu i oczach Lesliego.Świetny element i pomysł, znowu kreskówkowy.
Oczywiście, nie mogę też nie wspomnieć o muzyce, oscarowa, autorstwa Henrego Mancini i Teda Browna.Świetna.
Drugoplanowe role również nie zawodziły ,postacie m.in asystenta Fate, partnera Lesliego, właściciela gazety, a nawet jego żony.Dopełniały film.
Niestety nie mogę być też kompletnie nieobiektywna.Obraz ma też wady.Jest niestety miejscami bardzo przedłużony i faktycznie za długi.W połowie filmu, kiedy jesteśmy nadal w pałacu.. niestety trwa to za długo, robi się nudno i akcja zwalnia.Na szczęście pod koniec wszystko przyspiesza i dość szybko się kończy.
Podsumowując jednym słowem, klasyk, świetny klasyk, lekki i przyjemny, ale ze znakomitą obsadą i efektami.
Komentarze
Prześlij komentarz