Bez litości



Bez litości, czyli The Equalizer z 2014 roku wyreżyserował Antoine Fuqua. Muzykę tego thrillera skomponował Harry Gregson - Williams. Obraz ten miał być zapewne stworzony na miarę czegoś ambitnego i świeżego w kinie akcji ( rzekomo w stylu neo - noir) , w rzeczywistości jednak pozostawia wiele do życzenia.

Emerytowany już żołnierz byłych sił specjalnych jest spokojnym człowiekiem, pełnym swoich własnych obsesji i natręctw, które pozostały po służbie. W tej roli Denzel Washington. Ma to też swoje zalety, jest bardzo inteligentny. Pracuje w sklepie budowlanym. Ma tam kolegę, w tej roli Johnny Skourtis, czyli Ralphie, któremu pomaga schudnąć i dostać upragnioną pracę ochroniarza. Zapewne miało to za zadanie pokazać dobroduszność bohatera już na początku filmu. Jednak mnie to jakoś nie przekonało, odczułam raczej to jako wstęp do późniejszych wydarzeń, ale okazało się, że nie miało to większego znaczenia, oprócz tego, że grubasek pomógł McCallowi w jednej z jego rzezi. Wracając do fabuły nasz bohater każdy wieczór spędza w restauracji czytając powieści polecane przez jego zmarłą żonę. Zaprzyjaźnia się tam z młodą prostytutką, co już samo w sobie jest trochę nieporozumieniem. Teri, czyli Chloe Grace Mortez nie bardzo lubi swoją pracę. Kiedy zostaje mocno pobita nasz były żołnierz stwarza sobie cel. Chce ją pomścić. Wpada w porachunki z rosyjską mafią, ale nie byle jakie. Zastawia im pułapki, wykazuje się aż ponad przeciętną inteligencją i siłą. Przez to wiele scen w filmie jest mało prawdopodobnych. Przykładowo scena kiedy Robert jest na zapleczu baru razem z garstką przestępców i w ciągu kilku sekund planuje jak ich wszystkich zniszczy. Moment przypominał mi trochę matrix albo nalot aniołków charliego. Z drugiej strony jest to wyszkolony były żołnierz, który na pewno jest wyczulony na każdy ruch, dźwięk. Może i ma coś w podobie szóstego zmysłu, tego nie neguje. Mimo wszystko scena sama w sobie była przesadzona.  Podobnie jak sytuacja w sklepie kiedy mężczyzna znowu wszystkich zabija. Praktycznie w 3/4 ''bez litości'' Denzel pokazany jest jako ktoś na miarę terminatora, dlatego momentami film się dłuży. Końcówka jest jak to przystało na tego typu amerykańskie produkcje szczęśliwym zakończeniem, ALE twórcy dodali odrobiny pikanterii no i oczywiście wisienki na torcie, jeśli chodzi o przesadę. Bohater znowu żyje swoim życiem, pani do towarzystwa zmienia się nie poznania, znajduję inną pracę i jest taka zaskoczona, że nikt jej w tym nie przeszkadza. Dziękuję swojemu starszemu przyjacielowi za wsparcie. Jednak McCallowi to nie wystarczy. Leci do Moskwy by stoczyć ostatnią potyczkę z bossem "swojej" mafii, tam dokonuje finałowej rzezi i wychodzi z pałacu niczym Rambo w akompaniamencie dostojnej muzyki. Film nie jest taki zły, thriller pełen akcji, troszkę banalny, ale mimo wszystko wciąga. Miało to być pewnie ambitne kino z ambitną fabułą. Pozostało niezłym thrillerem, do którego się nie wraca. Taka powtórka z rozrywki. Plusem jest oczywiście obsada. Denzel Washington to przecież utalentowany aktor, jednak wolę go w innych produkcjach. Ciekawą postacią był też gangster Marton Csokas, czyli Teddy. Typowy czarny charakter. Można obejrzeć, ale nie oczekujcie za wiele.



 


Komentarze

Popularne posty