Ostania misja Jamesa Bonda w „No Time to Die”. Recenzja „Nie czas umierać” – Bez spoilerów



        Historia Jamesa Bonda rozpoczęła się od napisania serii książek przez Iana Flaminga, który inspirował się prawdziwą postacią – szpiegiem Dusanem Popvem pracującym dla brytyjskich służb podczas II wojny światowej. Do tej pory powstało 25 filmów o brytyjskim szpiegu Jamesie Bondzie. Pierwszy został nakręcony w 1962 roku o tytule „Doktor No”, w którym w rolę Bonda wcielił się Sean Connery, czyli drugi obok Craiga mój ulubiony Bond. 

Na wstępie tej recenzji zaznaczę, że nie zdradzę żadnych istotnych faktów więc jeśli nie oglądaliście jeszcze filmu to śmiało możecie czytać dalej !

Niewątpliwie „dawne” Bondy, a obecne bardzo się różnią. Jedyne podobieństwa to fakt, że od zawsze były to filmy akcji z elementami dobrego humoru. To kino rozrywkowe z biegiem lat zmieniało się w coraz drapieżniejszy gatunek sensacyjny by zakończyć się dramatycznie.„No Time to Die”, którego premiera odbyła się z 1,5 rocznym opóźnieniem z powodu pandemii koronawirusa jest emocjonalnym rollercoasterem. Ostatnia część Bonda z Danielem Craigem trwa około 3 godzin i według mnie nie są to wcale stracone godziny.




    „Nie czas umierać” zaskakuje od pierwszych momentów - przede wszystkim różnorodnością zdjęć oraz miejsc. Film zaczyna się w Norwegii, a kolejno zostajemy przeniesieni do malowniczych Włoch gdzie James wraz z ukochaną Madeleine spędzają wspólnie czas podróżując romantycznymi uliczkami Astonem Martinem.  Po kilku chwilach akcja gęstnieje i zaczyna się typowa dla Bonda pogoń, począwszy od  wakacji na Jamajce kończąc na kolejnej misji po namowie starego przyjaciela Felixa.  Miejsca kręcenia filmu to Matera, Puglia, Marina de Pristicci, Sapri, Londyn, Iver Heath, RAF Brize Norton, Salisbury Plain (Anglia, Wielka Brytania), Aviemore (Szkocja, Wielka Brytania), Kingston, Port Antonio (Jamajka) oraz Langvann, Nittedal, Andalsnes, Wyspy Owcze i Droga Atlantycka (Norwegia). Prawda, że sporo ?

Jednym z wielu aspektów, które podobały mi się w filmie jest relacja Jamesa i Madeleine. Madeleine jest bardzo kobieca, choć zbyt tajemnicza co zapewne było celowym zabiegiem. Zaryzykuję stwierdzeniem iż mnie bardziej przekonuje ich relacja od relacji z Vesper, która po prostu wydawała się sztuczna. Według mnie między bohaterami widać świetnie odegrane silne, ale i trudne uczucie. 

    Dość  nieoczywistą postacią był czarny charakter Safin grany przez Ramiego Maleka. Nie ukrywam, że ten wybór zaskoczył mnie od początku. Myślę, że aktor swoim charakterystycznym usposobieniem ( z resztą bardzo przypominającym jego grę w Bohemian Rhapsody, gdzie wcielał się we Freddiego Mercurego ) dodał świeżości filmowi. Mimo to lepszym rozwiązaniem byłoby obsadzenie go w innej roli, w roli Safina raził zbyt młody wiek Ramiego oraz brak sprecyzowanej logiki działań.


W przeciwieństwie do wielu ucieszyłam się, że ostatnia część Bonda z moim ulubionym Bondem będzie trwała prawie 3 godziny, bo oznaczało to dodatkowe 3 godziny zabawy. Większość czasu zostało bardzo dobrze wykorzystane jednak skróciłabym sceny walki bohaterów. 
Kolejnym plusem jest ciągłe to samo „Bondowskie” poczucie humoru Jamesa, jest to ogromna przewaga filmów z serii w porównaniu do innych obrazów sensacyjnych, szczególnie podczas scen poważnych kiedy mały żarcik wrzucony przez Bonda rozładowuje napięcie i nadaje filmowi lekkości, dzięki temu nie da się nie lubić bohatera ! Tak było i tym razem -  sporo drobnych żartów dotyczyło agentki 007, czyli pierwszej kobiecie pod kryptonimem 007, w którą wcieliła się Lashana Lynch. Na podstawie roli Nomi możemy wywnioskować, że było to zgrabne wprowadzenie jej do fabuły, ciekawe czy pojawi się w kolejnych częściach.


Ciekawym wątkiem była również postać Palomy, czyli Any De Armas. Jej udział twórcom zaproponował sam Craig jak co-producer. Podobno był
 zachwycony jej grą po wspólnym udziale w krymianale „Na noże”. To właśnie z nią w tej części James pije słynne „wstrząśnięte, nie mieszane” 😉







Muzyką w filmie zajął się Hans Zimmer, który od dawna jest w stałej ekipie MGM. Muzyka na bardzo dobrym poziomie. Oczywiście w filmie nie brakuje ogromnej ilości gadżetów, od strzelających torebek do wyrzutni rakiet w samochodzie Bonda 😉

        Podsumowując, osobiście bardzo się cieszę, że twórcy zaczekali z premierą do końca pandemii, a nie sprzedali film choćby Netflixowi. Takie głośne zakończenie serii należy uczcić w kinie. Przyznam, że jestem ogromną fanką serii o Bondzie i przebierałam nogami oczekując aż „No time to die” wejdzie do kin.

Jeśli chodzi o samego Daniela Craiga to uważam, że mimo widocznego wieku oraz różnicy między np. Casino Royale odegrał swoją rolę doskonale, w każdej scenie trzyma się swojego stylu twardziela, ale wyjątkowo w tej serii mięknie.. widzimy uczuciowego i wrażliwego Bonda, który już ma dość drinków w samotności i szybkiego życia. Myślę, że ten zabieg powoduje niesamowite utożsamienie się z bohaterem, obnażenie emocjonalne bardzo zmienia nasze podejście do drugiej postaci. Myślę, że ten aspekt spowoduje, że jeszcze trudniej będzie nam pożegnać się z tym konkretnym Bondem.

        Nie zawiodłam się na filmie, a dodatkowo kilka bardzo zaskakujących wątków wyzwoliło sporo emocji oraz zabawy. Zakończenie filmu jest bardzo zaskakujące, patrząc ze strony obiektywnej jest bardzo przemyślane i odpowiednie, subiektywnej: można było to zrealizować inaczej. Oceńcie sami! 😊
„No time to Die” zasługuje na chociaż jeden seans !

Komentarze

Popularne posty