"Podpalaczka"
''Podpalaczka'' to ekranizacja powieści Stephena Kinga o tym samym tytule.Nakręcona została w 1984 roku ,a wyreżyserował ją Mark L. Lester.
Film opowiada o rodzinie McGee, która decyduje się wziąć udział w pewnym eksperymencie.Po jego zakończeniu członkowie rodziny odkrywają w sobie niesamowite zdolności.Andrew potrafi umysłem zmienić kogoś wolę i zmusić do czegoś, żona Vicky odkrywa w sobie zdolności telepatii i telekinezy, jednak największą moc posiada ich 5-letnia córeczka Charlie, która potrafi rozniecać ogień na odległość, co nazywane jest pirokinezą.Jednak spokój rodziny zakłócają agenci federalni, których interesują niesamowite zdolności członków rodziny.Zabijają oni matkę Charlie ,która jest zmuszona uciekać wraz z ojcem.
Nie czytałam książki, ale przyznam ,że dzięki temu filmowi jestem zainteresowana powieścią Kinga.Sądzę ,że największą zaletą filmu jest młodziutka wtedy Drew Berrymore, która wykazała się ogromnym potencjałem jak na swój wiek.
Przyznam ,że nie jest to film na jakimś wysokim poziomie.Zapewne książka jest lepsza i ciekawsza, ale mimo to fabuła mnie wciągnęła, choć miejscami wydawała się naciągana.Obraz był często przedłużany czego się spodziewałam.Chodzi mi m.in o podstawowy błąd jakimi są zbyt długie sceny walki.Kiedy np. mała Charlie za pomocą swojej mocy podpala wrogów.To wydało mi się troszkę naciągane, nie wiem jak King to wymyślił.Jednak z drugiej strony to doskonały materiał na kino Sci-Fi.
Myślę ,że zaletą filmu były ''efekty specjalne'', które były naprawdę dobre jak na te lata.Oczywiście przyznam, że były trochę kiczowate, ale przecież wtedy nie mieli jeszcze takiej technologii jak dziś ,więc akurat ten aspekt mogę uznać za ''zaliczony''.
Co do muzyki to na pewno dla wielu była zadowalająca, bo jej auterstwem jest niemiecki zespół Tangerine Dream.Przyznam ,że momenty podłożone pod efekty specjalne były naprawdę dobre.Pasowały do określonych sytuacji.Jednak w wielu przypadkach muzyka zanudzała i nie była odpowiednią cześcią filmu.
Podobała mi się też rola Ojca Charlie, w którą się wcielił David Keith.Sądzę ,że ukazał on idealnie ojcowską miłość, choć też dostrzegłam w jego roli odrobinę wariactwa.Nie wiem czy to było zamierzone, czy tak miał się zachowywać ojciec ,którego córka jest w niebezpieczeństwie, ale w niektórych sytuacjach było to przesadzone.
Uważam ,że największą zaletą filmu jest bardzo młoda wtedy Drew Barrymore.Miała ona wówczas 9 lat, a zagrała jak na bardzo dojrzałą osobę przystało.Była naprawdę rewelacyjna.Bardzo spodobało mi się jej zaangażowanie emocjonalne ,na które często nie stać nawet starszych aktorów.Może własnie ze względu na wiek było jej dość łatwo wcielić się tę rolę, ale sądzę ,że najbardziej odpowiada za to jej potencjał.Na pewno wtedy zapowiadała się na świetną aktorkę ,którą z resztą jest.Choć jestem trochę zdezorientowana ,bo nie zagrała w jakiejś naprawdę ambitnej produkcji i nie miała charakterystycznej roli.Myślę ,że dlatego nie jest jakoś specjalnie szanowana w Hollywood.
Kończąc nie wiem co jeszcze napisać ,bo film mnie specjalnie nie zachwycił, wykluczając oczywiście świetną rolę małej Drew.
Już jest NN na http://tartakxd.blog.onet.pl/ Zapraszam a co do filmu to nie oglądałam ale chyba musze bo wydaje sie ciekawy.
OdpowiedzUsuńNN na http://tartakxd.blog.onet.pl/. Zapraszam Olla
OdpowiedzUsuńNN
OdpowiedzUsuńNN
OdpowiedzUsuńNN DODAJ TEŻ NN.
OdpowiedzUsuńnn
OdpowiedzUsuń