"Surogaci", czyli jak Bruce Willis ZNOWU ratuje świat przed (techno)zagładą.


 
 "Surogaci" z 2009 roku Johnatana Mostowa (twórcy m.in. "Terminator 3: Bunt maszyn") to banalna opowieść z oryginalnym wątkiem, którego potencjał nie został wyczerpująco wykorzystany. Film powstał na podstawie komiksu Breta Weldele'a i Roberta Vendittiego i jest aktualną oraz futurystyczną opowieścią o rozwijającej się technologii i jej wpływie na człowieczeństwo.
    Akcja toczy się na świecie gdzie każdy posiada swojego surogata tzn. robota, który jest zaprojektowany przez właściciela. Ludzie leżą odizolowani w domach i są podłączeni do maszyny, która pozwala im kierować swoim "klonem" w normalnym świecie. Słowo "normalny" jest tutaj tylko metaforą, bo otoczenie wygląda jak dom dla lalek pełen Barbie i Kenów. Obraz zaczyna się od reklamy firmy VSI, która została stworzona przez doktora Cartera - twórcę tego systemu życia. Lektor informuje, że dzięki surogatom można być kim się chce, robić coś się chce i nie odczuwać żadnych negatywnych tego skutków. Świat surogatów jest pozbawiony przemocy, a ich właściciele to najczęściej ludzie nieprzejmujący się swoim wyglądem. Wszystko niszczy morderstwo kilku androidów, a w tym syna słynnego twórcy bronią, o której nikt do tej pory nie słyszał bowiem pozwala ona również zamordować właściciela robota.
   Agent FBI Tom Greer (Bruce Willis) i jego partnerka Peters (Radcha Mitchells) rozpoczynają śledztwo w tej sprawie. Okazuje się, że broń posiada jeden z tzw. koalicji ludzi, przeciwników robotów. Greer omal nie ginie i jest zmuszony bez surogata poruszać się po mieście i rozwiązać te sprawę, a wydarzenia, które go spotkają spowodują, że zapragnie znów normalnie żyć.
   "Surrogates" podjął bardzo ważny i ciekawy dla nas temat, czyli ograniczenie ludzkości bardzo zaawansowaną technologią. Nowoczesny świat nie zmienił się tak bardzo prócz tego, że ulice wyglądają jak rodem z "Matrixa",a każda postać jest widocznie umalowana i wypudrowana by przypominać wyglądem lalkę. Życie wydaje się idealne, surogaci poruszają się z gracją, mogą się odłączyć, a potem widzimy tylko ciemny pokój i wycieńczonego psychicznie człowieka w szlafroku. Ten aspekt został pokazany świetnie, granica między fikcją, a realnym życiem została widocznie zatarta. Temat filmu to na pewno jeden z argumentów, dla których można go obejrzeć. Szkoda tylko, że nie został wykorzystany całkowicie. Akcja obrazu po wprowadzeniu w fabułę zamienia się coś w stylu "Szklanej pułapki" gdzie standardowo wytrwały i wymęczony Willis ratuje świat. Niestety, ale twórcy zrobili z tej produkcji banalny film akcji pośród ciekawego otoczenia. 
   Obraz okazuje również osobiste frustracje i ciemne strony życia bohaterów, np. zmarły syn Greera lub jego tęsknotę za normalnym życiem i "żywą" żoną. Te momenty zostały ukazane doskonale. Pozostałe sceny kiedy nasz bohater walczy, by odzyskać słynną broń i położyć kres morderstwom pozostawiają wiele do życzenia. Efekty specjalne są średniej jakości, ale na szczęście nie ma ich zbyt wiele, a fragmenty kiedy agentka Peters, a raczej jej robot robi salta na ulicy i przeskakuje z samochodu na samochód są mocno komiczne i przesadzone, podobnie jak momenty kiedy z robotów zdejmowana jest skóra i widać zieloną powłokę z dużymi oczami, która wygląda jak z komedii "Marsjanie atakują". 



    Bruce Willis jak zawsze zagrał świetnie i nie byłoby w tym żadnego problemu gdyby nie to, że zagrał właśnie "jak zawsze", skroili dla niego rolę na miarę, a do tego brakowało powiewu autentyczności w jego zmaganiach.
    Kolejnym aspektem, który mi się nie podobał jest przedstawienie koalicji ludzi, którzy żyją w swoich rezerwatach przypominających getta i walczą z  robotami chcąc by świat wrócił do normalności. Ich postacie i miejsca zostały przedstawione w sposób stereotypowy jako typowych uciekinierów. Opuszczone fabryki, wysypiska śmieci i mężczyźni biegający z pochodniami niczym dzikusy. Film nie pokazuje żeby bycie człowiekiem było zakazane, więc mogliby żyć w normalnych domach w jednej dzielnicy.





   Według mnie pozytywnym punktem obrazu była konkluzja filmu mianowicie fakt, że głównym przewodnikiem koalicji ludzi jak i tym, który chce zniszczyć roboty okazał się sam ich wynalazca - Carter, twierdzący że stworzył tę technologię dla osób niepełnosprawnych, a świat zaczął to wykorzystywać we własny sposób. Równie emocjonująca jest scena kiedy Greer podłączony do surogata Peters decyduje by roboty "zginęły", w tym momencie Tom staje się naszym bohaterem (tego nie mogło zabraknąć w filmie z Willisem). Wrażenie robi również końcówka filmu kiedy mnóstwo robotów wyglądających jak ludzie leży na ulicach, a z domów zaczynają wychodzić ich właściciele, ludzie z krwi i kości, potem następuje ckliwa scena kiedy bohater przytula wreszcie żonę. Nic oryginalnego, typowe zakończenie amerykańskiego filmu, ale trzeba przyznać, że dobrze wykonane.
  Film pozostawia po sobie myśl czy ludzie będą potrafili znowu żyć normalnie i samodzielnie kiedy przestaną być nieśmiertelni oraz nakazuje się chwilę zastanowić nad sensem rozwijającej się technologii, która już jakby teraz izoluje nas w domach choć nie mamy surogatów. Są to tylko chwilowe przemyślenia, bo film nie przekazuje czegoś "głębszego" na ten temat, a szkoda. Obraz jest banalnie wykonany, dialogi są proste, muzyka również, raczej nie przytoczymy żadnego zdania, a tym bardziej nie zanucimy piosenki z filmu. Mimo to produkcja jest ciekawa ze względu na fabułę i to powód, dla którego można ją obejrzeć. Poza tym nic nie wnosi do świata kinematografii.

MOJA OCENA: 5/10

Komentarze

Popularne posty