Midway 2019
Nie da
się ukryć, że Amerykanie są w tej dziedzinie specjalistami, oni tworzą filmy
wojenne pełne dumy i bohaterstwa, pokazując hard ducha i poświęcenie swoich
obywateli. Klimatyczna muzyka, rozmowy wzruszenia i trud na polu walki to
wszystko czego możemy się spodziewać w ich filmach.
W
mediach kiedyś powiedziano : dlaczego Polacy nie potrafią robić filmów
wojennych, a Amerykanom to tak świetnie wychodzi. Polacy siedzą w okopie i
narzekają, a Amerykanie są pełni dumy, nadziei i humoru.
Midway
z 2019 roku wchodzi idealnie w te schematy. To kolejna opowieść o legendarnej
bitwie na Pacyfiku między Amerykanami a Japończykami. Mieliśmy już okazję
zobaczyć tę historie w Bitwie o Midway z 1976 roku, Tora! Tora! Tora! z 1970 i
Pearl Harbour z 2001 roku.
Roland
Emmerich, reżyser filmu po raz kolejny pokazał tragizm tych wydarzeń. Jednak
tym razem nie odniosło to tak spektakularnego
sukcesu.
Ten
ponad dwu godzinny seans pokazuje losy amerykańskich żołnierzy, którzy próbują powstrzymać
ekspansję Japonii na Pacyfiku podczas II wojny światowej, wydarzenia toczą się
zarówno na lądzie jak i na morzu, Japonii oraz Hawajach. Mamy obraz prywatnego
życia bohaterów, ich rozterek życiowych, ale i sporo walk.
Samej
bitwy o Midway jest bardzo mało, film pokazał historię od ataku na Pearl
Harbour do końca, co bardzo nawiązuje do znanego hitu pod tym samym tytułem.
Mimo
wszystko Midway nie trafił w mój gust. Po
pierwsze gra aktorska jest na naprawdę na słabym poziomie, główny bohater Dick
Best, czyli Ed Skrein, który gra pewnego siebie, trochę buntowniczego żołnierza
robi to w sposób bardzo sztuczny. Jego udawana wojowniczość razi w oczy, z
resztą nie tylko jego. Nick Jones prezentuje odwagę, choćby w scenie kiedy z
papierosem w ustach informuje wrogów, że nie zdradzi swojego narodu, niestety
nie wygląda to wiarygodnie, w czym dodatkowo przeszkadza mu delikatna uroda i styl
bycia. Aktorzy są bardzo sztuczni, czy to na wojnie czy w domach kiedy
pocieszają swoje żony.
Akcja
dzieje się bardzo chaotycznie, jedyne znośne sceny to te z japońskimi
bohaterami. Patrick Wilson w roli Edwina Laytona jako podporucznik próbujący odkryć
kolejne ruchy wroga niestandardowymi metodami odrobinę „wyratował” film swoimi
dyskusjami i teoriami, które były naprawdę ciekawe.
Muzyka
jak reszta jest podobnie na niskim poziomie, obraz wydaje się być nakręcony
według schematu, albo automatu, który gdzieś leży w Hollywood. Grymas na
twarzy, batalistyczna muzyka, łzy i strzały. Jak widać nie zawsze są odpowiedzią
na sukces.
Midway można
porównać do Dunkierki Nolana, która weszła do kin dwa lata temu. Klimat i barwy
filmu są do siebie zbliżone, ukazano również ważną dla świata bitwę. Mimo tego dzieło
Nolana odbiera się zupełnie inaczej, w Dunkierce czuć prawdziwy klimat wojny, a
po to tworzy się takie filmy.
Midway
idealnie nada się dla osób, które powinny poznać trochę historii, ale męczą ich
prawdziwe produkcje. Mimo widocznie wniesionego wysiłku w produkcje obraz nie
będzie miał znaczenia w zbiorze filmów wojennych
i nie zapisze się w historii jak bitwa, o której opowiada.
Komentarze
Prześlij komentarz